Purina Satou

"Czerwune som szybsze", czyli o konieczności przestrzegania reguł

WildcatArren

WildcatArren 3

AutorDodany dnia 2021-08-01 15:59:58
Tworząc swój świat, czy to mniej czy bardziej fantastyczny, powinniśmy warto pamiętać, że powinny nim rządzić pewne określone zasady. My, w naszym prawdziwym świecie, mamy reguły takie jak tarcie, grawitacja, czy zachowanie energii. Jeślibyśmy pisali realistyczne pozbawione zupełnie elementów fantastycznych opowiadanie, gdzie nagle masywna ciężarówka unosi się w powietrze i pozwala bohaterom uciec, to coś tu jest nie tak i nasz odbiorca natychmiast się zatrzyma i skrzywi ze zdziwienia. Oczywiście nie wszystko musi być absolutnie zgodne w tym przypadku z prawami fizyki. Możemy nieco podkoloryzować, jak choćby opisując efektownie wybuchające samochody, mimo, że w rzeczywistości dachujący pojazd raczej nie wybuchnie. O ile nie przekroczymy tej granicy, gdzie nasz odbiorca jest gotów jest uwierzyć w to, co się dzieje, wszystko będzie w porządku.

Tyle o naszym świecie, przejdźmy do fantastycznych, gdzie autor może ustalić dowolne zasady. Jako przykład podam orków ze świata Warhammer i owe "czerwune, co som najszybsze". Ach, orkowie, jak ich nie kochać... W mrocznym uniwersum 40K niektórzy z orków po prostu kochają prędkość. Pędzą do walki swoimi skleconymi ze złomu maszynami i strzelają do praktycznie wszystkiego, bo bardziej niż zwycięstwo obchodzi ich sam akt jeżdżenia i "szczelania do ludziuf". A jak w coś uda się trafić to jest to przyjemny bonus. Pędzą zatem na złamanie karku swoimi wozami, które pomalowane są na czerwono, bo nawet najbardziej cherlawy goblin wie, że "red uns go fasta". My, w naszym świecie, często malujemy szybkie pojazdy na czerwono. Orkowie z 40K malują je w tym kolorze, ŻEBY były szybsze. Absurdalne z naszego punktu widzenia? Oczywiście, ale w tym fantastycznym świecie magia i demony są prawdziwe. Jeśli w coś naprawdę szczerze wierzyć, to twoja wiara autentycznie będzie przenosić góry. Zwykły człowiek nie może tam ot tak powiedzieć "wierzę", żeby coś się stało. Wiara musi być mocna i szczera. Orkowie, ze swoimi prostymi, dostrojonymi do magii umysłami potrafią sprawić, że ich dziecinne wierzenia okażą się prawdą, o ile orków będzie wystarczająco dużo. Dlatego właśnie czerwone są szybsze. Kiedy setki orków wierzą, że czerwony wóz będzie szybszy, tak właśnie się stanie. Działa to też w drugą stronę. Jeśli z jakiegoś powodu pojazd straci barwę, na przykład na skutek ostrzału, natychmiast jego prędkość spadnie. Orkowa konstrukcja potrafi nawet przestać działać, kiedy nie będzie wystarczająco dużo chłopakóf, żeby wierzyć w jej funkcjonowanie.
Nierealne, fantastyczne, ale jeśli tworząc opowiadanie o orkach będziemy pamiętać, że czerwone są szybsze, a niebieskie mają więcej szczęścia, nie ma w tym nic złego - zasady rządzące tym światem są spójne.

Teraz dam przykład tego co się dzieje, kiedy o regułach działania świata nie będziemy pamiętać. Tu dla przykładu podam hipernapęd z najnowszej trylogii Gwiezdnych Wojen. Widz, który nie jest zbyt zaangażowany w ten świat lub nie miał z nim wcześniej styczności tego nie zauważy, ale fani będą natychmiast zadawać pytania i kręcić nosem.
Otóż w drugiej części mamy scenę pościgu (gdzie zasada zachowania pędu najwyraźniej nie ma zastosowania ważący tysiące ton statek po utracie paliwa natychmiast staje w miejscu) pod koniec której admirał Kolorowe Włoski bohatersko się poświęca i taranuje flotę wroga. Scena pięknie wyglądająca na ekranie i bardzo efektowna, jednak całkowicie niespójna i łamiąca reguły świata. Widząc to natychmiast zacząłem zadawać sobie pytania. Czemu nikt nie zrobił tego wcześniej? Czemu nie ma bezzałogowych statków zdolnych do takich manewrów? Czemu nikt nie wpadł na pomysł, żeby staranować Gwiazdę Śmierci? Scena ta sprawia, że potyczki w przestrzeni były kompletnie bezsensowne, bo wystarczyłoby po prosu załadować wielki transportowiec gruzem, podłączyć droida do sterowania i posłać to w kierunku sił Imperium. Jeden taki manewr i BUM, koniec imperatora, Vadera i panowania Imperium w galaktyce. I czemu członkowie Najwyższego Porządku reagują zaskoczeniem? Uwierzę w Moc, blastery i dziwacznych kosmitów, ale nie uwierzę, że w galaktyce, gdzie codziennie miliony statków przemierzają przestrzeń ktoś przez zwykłą niekompetencję nie przyładował w inną jednostkę, co zapewne skłoniło by niektóre umysły do myślenia o wykorzystaniu tego. W naszym świecie Chińczycy wpadli na pomysł tworzenia rakiet po tym, kiedy jakiś żołnierz załadował zbyt dużo prochu do swego samopału i wyrwał mu się on z rąk. Jeśli my wymyśliliśmy wybuchające strzały, to to samo powinno nastąpić w świecie Gwiezdnych Wojen i ktoś prędzej czy później zamieniłby hipernapęd w broń.

O głupocie natychmiastowego przeskoku pisać już nie bedę, bo nerdzę wam od jakiegoś czasu owonach w kosmosie i warto dać się innym wypowiedzieć.

Podsumowując - możecie tworzyć dowolne reguły waszego świata, całkiem fantastyczne i nierealne, ale musi być w tym pewna logika i spójność. Inaczej wasz odbiorca nie będzie zdolny zatopić się w waszej twórczości.
Krylan

Krylan 4

Dodany dnia 2021-08-05 23:02:36
Bardzo dobry post o nieprzemyślanych zmianach w działaniu świata przedstawionego, ale również o tworzeniu bezsensownych i niewiarygodnych wydarzeń, co dosyć często się zdarza autorom, nawet bardzo popularnych serii.
A z tymi czerwonymi pojazdami orków w WH40k to naprawdę niezła ciekawostka :D

Żeby ustrzec się przed błędem tworzenia wydarzeń, które nie mają sensu i zaprzeczają zasadom, ja mam takie rady:
– nie wpadać w pułapkę zbyt "wysokiego napięcia" w akcji. Zauważyłem, że często autorzy wprowadzają bohaterów w jak największe tarapaty, dokładają kolejnych problemów, aby jeszcze bardziej podbudować napięcie i wtedy zakończyć rozdział w najlepszym momencie, aby czytelnik niecierpliwie sięgnął po następną część. Problem w tym, że kiedy autor już się na coś takiego zdecyduje (np. przeciwnik zadaje śmiertelny cios głównemu bohaterowi), to wtedy ciężko jest z tego jakoś wybrnąć, żeby akcja zakończyła się szczęśliwie dla protagonistów i przygoda mogła trwać dalej. I tutaj pojawiają się wtedy dziwne pomysły, które "ratują" sytuację (np. sojusznik, który nagle się pojawia znikąd i pokonuje wroga, czy magiczny przedmiot, który potrafi "wskrzeszać" i akurat trafia w ręce bohaterów wtedy, kiedy tego potrzebują). Ja osobiście jako czytelnik w takich sytuacjach mocno się zrażam do dalszego czytania, bo każda następna akcja nie robi już takiego wrażenia wiedząc, że w podobny sposób może się to skończyć.
– przemyśleć główne zasady świata już na początku i choćby nie były od razu wyjaśnione czytelnikowi, to niech mają konsekwentne zastosowanie. Czasami zdarza się, że istnieje jakaś nieznana wcześniej zasada panująca w danym świecie, o której dowiadujemy się dopiero w momencie, gdy dochodzi do sytuacji, w której bohaterzy koniecznie muszą z niej skorzystać. Może to być jednak na tyle znacząca zasada, że ciężko jest uwierzyć w to, że do tej pory nikt inny tego nie wykorzystał. Wtedy też pojawiają się podejrzenia, że autor po prostu ją wymyślił na poczekaniu, ponieważ tak mu pasowało to do sytuacji, którą stworzył wcześniej (a potem może się jeszcze okazać, że ta zasada później nie ma już znaczenia).
– czytać wielokrotnie plan swojej historii i zadawać sobie mnóstwo pytań, np. "co czuje bohater w tym momencie?", "czy w takiej sytuacji rzeczywiście mógłby tak zareagować?". Odpowiadając na nie można dojść do wniosku, że warto jednak w tym planie coś zmienić lub dopracować – co również może pomóc w rozwinięciu stworzonego przez siebie świata.
– dać swój plan/szkice paru osobom do przeczytania. Autor nie wszystko zauważy w swojej własnej pracy, dlatego warto zaangażować potencjalnego czytelnika, aby ten przedstawił swoją opinię. Taka osoba również może mieć wiele pytań w stylu: "dlaczego on to zrobił?", czy "skąd to się wzięło i co to tak właściwie jest?"
Zainteresowany czytelnik może w ten sposób zwrócić uwagę na różne aspekty, które wymagają przemyślenia już na wcześniejszym etapie, a o których autor nie pomyślał. Wtedy historia staje się bardziej kompletna i ma więcej sensu.
WildcatArren

WildcatArren 3

AutorDodany dnia 2021-08-06 14:46:48
Przykładem wpadnięcia w taką właśnie pułapkę, kiedy za wszelką cenę chcemy podbijać napięcie są właśnie nowe Gwiezdne Wojny. O jakości filmów Georga Lucasa można dyskutować, ale przynajmniej miał on jakąś wizję. Problemy przy najnowszej trylogii, a jest ich naprawdę sporo, wynikają z tego, że do ich tworzenia zatrudniono ludzi piszących seriale, gdzie nikt naprawdę nie wie jak ma wyglądać następny sezon. Stąd właśnie głupota natychmiastowego przeskoku, o której tylko wspomniałem poprzednio. Twórczości J.J. Abramsowi czasem zdarzało zapędzić się w kozi róg, z którego musiał się potem wydostać wynajdując coś nowego i nieprzemyślanego. Tak jak napisałeś, zasady nie muszą być dokładnie od razu wyjaśnione. Nowa Nadzieja to nie wykład na temat podroży kosmicznej, ale scena, gdzie Han Solo objeżdża młodego Skywalkera za porywczość, bo "Nie można sobie ot tak skoczyć w hiperprzestrzeń, komputer musi to najpierw przeliczyć. Inaczej wychodząc możemy pojawić się wewnątrz gwiazdy lub przywalić w planetoidę." przekazuje nam, że nie jest to coś natychmiastowe i wiąże się ze sporym ryzykiem. Kiedy w nowym filmie bohaterowie skaczą kilka razy pod rząd ustalona wcześniej zostaje złamana. Nie wspominając już o tym, że przenosząc się w losowe miejsce we wszechświecie statek powinien w 99% przypadków napotkać kompletną pustkę, a w tych nielicznych pozostałych doszłoby do katastrofy, o której Han Solo ostrzegał.

Moja opinia na temat dopisywania zasad i elementów świata jest taka, że o ile coś nie jest sprzeczne z rzeczami już wcześniej opisanymi, autor może dowolną rzecz dodać. Oczywiście warto najpierw przed czymś takim pomyśleć, żeby się później nasza historia nie zaplątała. Jako przykład dokładania elementów podam tu postać z mojego komiksu. Jest to dziewczyna wysportowana, lubiąca sztuki walki, ma dwóch braci bliźniaków, a jej rodzina prowadzi tawernę. Tyle o niej dotąd pokazałem i to są moje reguły, których muszę względem jej przestrzegać. Nic mi nie stoi na przeszkodzie, żeby dopisać postać dziadka lubiącego grę w karty lub jakąś fobię, którą dziewczyna posiada. A słodką tajemnicą autora jest to, że tak naprawdę nie mam wielu rzeczy o niej pojęcia :) Nie pytajcie mnie o zbyt wiele szczegółów, bo nie ma sensu marnować czasu na tworzenie elementów, które nie będą mi potrzebne.

Tu krótko przy okazji wspomnę właśnie o tym - nie rozpisujcie się za bardzo na temat rzeczy nieistotnych, zwłaszcza w przypadku postaci pobocznych. Tworzenie opowiadania to swego rodzaju magia. Staramy się oczarować czytelnika na tyle, żeby nie zorientował się, że tak naprawdę na naszej "scenie" wszystkie budynki to tylko pomalowane od frontu deski.

A jeśli chodzi o metodę pisania, którą ja przede wszystkim stosuję, to opiera się ona na charakterze i dążeniach bohaterów. Zadając sobie właśnie pytania, o których piszesz @Krylan "co czuje?", "jaka będzie jego reakcja?". Stąd na przykład wiem, mimo, że jeszcze nie zabrałem się do pisania tego, że postać matki, która dość wcześnie zaszła w ciążę, nie będzie zadowolona ze sprośnych żartów rzucanych przez inną postać w odniesieniu do jej nastoletniej córki. Jak dokładnie będzie przebiegał dialog? Nie mam pojęcia. Ale z góry wiem, że matka będzie dążyć do tego, żeby chronić córkę przed tym jak wyglądała jej własna młodość.
Ten_Smiertelny

Ten_Smiertelny 3

Dodany dnia 2022-04-23 12:37:00
Masz rację @WildcatArren reguły mogą być różne, powinny być jednak spójne i konsekwentnie przestrzegane. Zupełnie słuszna uwaga! Osobiście nie znam Warhammera dlatego bardzo ciekawe było dla mnie o nim usłyszeć.

Jeśli w coś naprawdę szczerze wierzyć, to twoja wiara autentycznie będzie przenosić góry.
– Wiesz, że to Jezus powiedział, że jeśli uwierzycie to będziecie mogli przenosić góry? (Mk 11,23-24) Oczywiście wypowiedź Chrystusa należy rozumieć w kontekście całej Biblii. Ale Budda np. uważał świat za złudzenie, i że myślami można go zmieniać. A współcześnie wyznawcy New Age poważnie twierdzą, że jeśli uwierzysz w coś, to tak się po prostu staje. Możesz więc twierdzić, że to jedynie zasada obowiązującą w świecie Warhammera, ktoś jednak powie, że to zasada obowiązująca w naszym świecie…

O ile nie przekroczymy tej granicy, gdzie nasz odbiorca jest gotów jest uwierzyć w to, co się dzieje, wszystko będzie w porządku.

Łatwiej powiedzieć niż zrobić, bo każdy z nas ma tą granicie postawioną w innym miejscu. Są ludzie dla których wybuchające samochody to już będzie zbyt wiele i nie będą w to w stanie uwierzyć – i tacy, którzy łykną nawet największą bzdurę.

Poza tym każdy inaczej postrzega rzeczywistość i inne rzeczy będą dla niego nierealistyczne i niemożliwe. Jednemu przeszkadzać w wczuciu będą aspekty techniczne, drugi zaś zauważy nierealistyczność dialogów czy zachowania postaci w kontekście swojej wiedzy psychologicznej.

Eksperci od walki bronią białą nie są wstanie oglądać filmowych pojedynków na miecze bez kręcenia głowami i wyraźnego niesmaku. Im więcej bowiem wiemy, tym bardziej zdajemy sobie sprawę z fikcyjności i umowności przedstawionego świata.

///@Krylan:
tworzeniu bezsensownych i niewiarygodnych wydarzeń, co dosyć często się zdarza autorom, nawet bardzo popularnych serii.

Otóż drogi Krylanie to zdarza się niemal wyłącznie „autorom bardzo popularnych serii”! Zerknij sobie na jakieś amatorskie portale literackie; gwarantuję ci, że nie znajdziesz tam wielkich niewiarygodnych wydarzeń.

Wspomniany bowiem tutaj problem to to czego amatorscy pisarze są bardzo świadomi, często zaczynają pisać z przekonaniem, że u nich takich naciąganych niewiarygodnych zdarzeń nie będzie – i rzeczywiście tego przyrzeczenia potem dotrzymują! Problem w tym, że te dzieła są nudne i niepopularne. Nikt nie chce ich czytać.

Tymczasem popularni autorzy świadomie rezygnują z logiki i spójności byle tylko zaciekawić i utrzymać w odbiorcy napięcie. To zawsze jest coś za coś…

[To powiedziawszy: Doskonale pamiętam jak bardzo byłem oburzony na Bleacha za to, że najpierw powiedział, że siła Vasto Lorde jest wielokrotnie silniejsza niż jakiegokolwiek kapitana, a potem pokazał jak kapitanowie bez problemu rozwalają Vasto Lorde. Było to kłamstwo – ale jak dobrze budowało napięcie przed bitwą! Nie słyszałem by ktoś poza mną skarżył się na ten zabieg, wychodzi więc na to, że jest to trochę jak śmiech z puszki, niby wszyscy go nie lubią, a bez niego statystyki popularności lecą na łeb na szyję…]

Zauważyłem, że często autorzy wprowadzają bohaterów w jak największe tarapaty, dokładają kolejnych problemów, aby jeszcze bardziej podbudować napięcie i wtedy zakończyć rozdział w najlepszym momencie, aby czytelnik niecierpliwie sięgnął po następną część.

Wiesz, że jest to główna zasada polecana przez wszystkich bestselerowych autorów?

Wpędzenie bohatera w sytuację bez wyjścia – to absolutny przymus bez którego nie może być żadnego kasowego hitu, zarówno w komiksie jak i filmie.

Problem w tym, że kiedy autor już się na coś takiego zdecyduje (np. przeciwnik zadaje śmiertelny cios głównemu bohaterowi), to wtedy ciężko jest z tego jakoś wybrnąć, żeby akcja zakończyła się szczęśliwie dla protagonistów i przygoda mogła trwać dalej. I tutaj pojawiają się wtedy dziwne pomysły, które "ratują" sytuację (np. sojusznik, który nagle się pojawia znikąd i pokonuje wroga, czy magiczny przedmiot, który potrafi "wskrzeszać" i akurat trafia w ręce bohaterów wtedy, kiedy tego potrzebują).

To prawda. Nie zawsze to jednak odbiorcom przeszkadza. Ostatnio analizowałem na chłodno Dragonballa i jak się okazało: każda jedna scena polegała na wprowadzeniu bohaterów w sytuację bez wyjścia i zmaksymalizowanie napięcia, by potem w „cudowny” sposób ich uratować.

Czy Dragonball byłby popularny bez takich zabiegów? – Niemożliwe! Cała fabuła to niemal wyłącznie takie sztuczki…

Ciekawe, że dla odbiorcy sposób rozwiązania problemu często ma mniejsze znaczenie niż samo napięcie. Nie skupiamy się (i często nawet nie pamiętamy) rozwiązania problemu, który przed chwilą podany był jako nierozwiązywalny, nasza uwaga jest bowiem skoncentrowana na nowym jeszcze większym problemie, który pojawił się wraz z rozwiązaniem poprzedniego. W ten sposób scenarzyści sprytnie wodzą nas za nos nie pozwalając oderwać się od ekranu.

Ja osobiście jako czytelnik w takich sytuacjach mocno się zrażam do dalszego czytania, bo każda następna akcja nie robi już takiego wrażenia wiedząc, że w podobny sposób może się to skończyć.

Ty możesz się zrazić, lecz 90% procent ludzi łyknie to i będzie dalej zemocjonowana. Poza tym ty również zapewne nie dostrzegasz 90% procentów takich zabiegów, inaczej nie potrafiłbyś nic czytać ani oglądać – bo z tego chwytu korzystają naprawdę niemal wszyscy… Czasem zaś zrobią to wyjątkowo nieudolnie i jest tak strasznie naciągane, że wszyscy się budzimy i kręcimy z niesmakiem głowami :)

Wtedy też pojawiają się podejrzenia, że autor po prostu ją wymyślił na poczekaniu, ponieważ tak mu pasowało to do sytuacji, którą stworzył wcześniej (a potem może się jeszcze okazać, że ta zasada później nie ma już znaczenia).

Tak jest. Wszystko jednak dla zaskoczenia. Odbiorca z zaskoczeniem dowiaduje się o nowym sposobie. Tylko nieliczni myślą na tyle, by dostrzec błędy logiczne.

Istnieje też problem z pokazywaniem zasad wcześniej. Jeśli bowiem na początku zarzucimy czytelnika informacjami z naszego świata, ucieknie ze piskiem opon. Informacje o świecie przedstawionym trzeba przekazywać przez wydarzenia w sposób atrakcyjny i przyjemny, a przede wszystkim oszczędny – nikomu nie chce się bowiem przedzierać przez fikcyjną encyklopedię, a przynajmniej nie na początku…

dać swój plan/szkice paru osobom do przeczytania. Autor nie wszystko zauważy w swojej własnej pracy, dlatego warto zaangażować potencjalnego czytelnika, aby ten przedstawił swoją opinię. Taka osoba również może mieć wiele pytań w stylu: "dlaczego on to zrobił?", czy "skąd to się wzięło i co to tak właściwie jest?"Zainteresowany czytelnik może w ten sposób zwrócić uwagę na różne aspekty, które wymagają przemyślenia już na wcześniejszym etapie, a o których autor nie pomyślał. Wtedy historia staje się bardziej kompletna i ma więcej sensu.

Zupełnie się zgadzam! Szkoda jednak, że nam ludziom tak ciężko jest przełknąć krytykę. Tego też trzeba się uczyć: słuchania opinii innych i brania ich pod uwagę aby rozwinąć się jako autor. Wyznaję, że często nie potrafiłem przyjąć krytyki i dopiero po długim czasie i gruntownym przemyśleniu, musiałem stwierdzić, że uwagi były słuszne, a ten który mi je dał, zrobił mi tym przysługę. To bardzo trudne, będę się jednak starać by poprawić się w tym względzie. Uczymy się wszyscy od siebie nawzajem. :)